wtorek, 23 września 2014

Wszystkie grzechy piłki nożnej


W tak ważnej dyscyplinie sportu jak siatkówka to ja mistrzostwa świata dla Polski jeszcze nie doświadczyłem. Przez długi czas uważałem, że polscy kibice sportu najbardziej, a w sumie tylko i wyłącznie, pragną zwycięstw i mistrzostwa świata w piłkę, ale nożną. Choć nadal trochę wydaje mi się, że gdybyśmy co cztery lata zostawali mistrzami globu w „kopaną”, to pozostałe związki sportowe można by śmiało rozwiązać, ewentualnie w zależności od panującej opcji politycznej, zdelegalizować. Sądziłem też, kibice znad Wisły ochoczo przytulili się do skoków narciarskich, ręcznej czy właśnie siatkowej, w ramach desperackich poszukiwań sukcesów w jakiejkolwiek liczącej się dyscyplinie. I trudno się im dziwić, skoro zdarzało się, że spośród sześciu złotych medali olimpijskich dwa były w chodzie sportowym i dwa w rzucie młotem (Sydney 2000). Zaczynam jednak bić się w pierś, póki co delikatnie, jednak coraz trudniej jest mi nie dostrzegać fatalnych grzechów piłki nożnej, szczególnie, gdy na pierwszy plan trafiają siatkarze.

1. Kibice

Jeśli wraz z rozwojem kapitalizmu, rozwija się w nas potrzeba samodzielnego myślenia i pragnienie odrębności i wyjątkowości, to mamy odpowiedź, dlaczego kibic ma prawo lepiej czuć się na meczu siatkówki niż na zawodach piłkarskich. Przychodzisz na stadion i na dzień dobry dowiadujesz się, co masz myśleć, kogo kochać, z kim się bratać, a kogo obdzielić nienawiścią. Przykład? Jako kibic Lecha przez lata miałem narzucaną miłość do Cracovii i Arki – drużyn, które może i miały ładne koszulki, ale przenigdy nie grały piłki godnej ekstraklasy. Stanowiły bandę nigdzie niechcianych, siermiężnych kopaczy, od oglądania których bolały zęby, a od znajdowania powodu ich pozostawania na najwyższych szczeblu rozgrywkowym – serce. Oczywiście nie przeszkadzało to nikomu w narzucaniu miłości to braci z Gdyni i Krakowa. Legia do Ligi Mistrzów? Może sukces i udział w prestiżowych rozgrywkach nakarmiłby wychudzoną i wyizolowaną od lat od dyscyplinę narodową, ale nieee. Cała Polska przeciwko Legii, Wiśle i każdemu, kto spróbuje nosa wychylić za Odrę i finansowo odskoczyć. Przecież najważniejsze, żebyśmy wszyscy razem na tym samym zardzewiałym wózku śmigali. Czasem się zastanawiałem, kiedy na biletach będzie adnotacja, że kupując wejściówkę zgadzasz się ze kibolskim sposobem myślenia.

Stadiony są pełne przemocy, tej umysłowej. Narzuca się tam wszystkim jeden sposób myślenia, jeden styl z wyglądem włącznie. Czarne „najacze” i biała skarpeta, przepisowo, ostatnio również tatuaż na łydce i strzyżenie na krótko – polecam poobserwować). Ten dobry i swój, tamten nieswój, więc wróg. Bezrefleksyjnie, naprzód, kolektywnie, ku chwale ojczyzny. Nic dziwnego, że umysły światlejsze, kiedyś może i marzące by razem z tłumem zagrzmieć, z czasem obrzydzeni polityką, jaka wkradła się do repertuaru zapiewajły kotła, przeszły na piknikowe trybuny (naiwnie z resztą sądząc, że ktoś dostrzeże ich rolę, jako źródła dochodu z droższych biletów), by ostatecznie z przyzwyczajenia wpadać raz na sezon. Sorry, że znowu wtrąciłem kilka słów o sobie…

2. Teatr

Siatkówce teatru nie brakuje, słowne przepychanki pod siatką to norma, ostatnio rozlały się też dość intensywnie na Tweetera. Obawiam się mojego przeciwnika, to „przytłituję” mu koło tyłka, na pewno nie zaszkodzi, a może pomoże – super, znak czasów. Jednak, co ważne, cała ta pozasportowa jazda bez trzymanki nie ma wpływu na to, co widzi kibic, jeśli chodzi o samą grę. Z kolei teatr piłkarski dawno już przekroczył granice absurdu i prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego dostrzeżenie tego zajęło mi tyle czasu. Jak Wlazły poprztyka się pod siatką ze Spiridonovem to i tak za kilka sekund kolejna piłka będzie w górze, zero wpływu na widowisko.

A zauważyliście, że praktycznie nie ma już na boiskach piłkarskich upadków, podczas których upadający nie dodaje choćby kilku teatralnych groszy? Gra traci na płynności, a każda drużyna, mająca w składzie gwiazdy jest w stanie grą na czas zabić nawet najlepszy mecz. Komentatorzy sportowi są obecnie podzieleni 50/50, tak na szybko licząc. Ci działający przy sporcie z powołania, którzy w piłkę sami kiedyś grali, potrafią jeszcze dobrze obśmiać turlające się z grymasem na twarzy gwiazdeczki. Natomiast ci, co prowadzili wcześniej Taniec z Gwiazdami potrafią naiwnie rozdmuchiwać dramaturgię przez współczucie dla rannego, który, wiadomo, zmartwychwstanie po 30 sekundach. Ogromna większość boiskowych praktyk, która polega obecnie na okradaniu widza z widowiska i poczucia sprawiedliwości, tolerowanie tego bałaganu od wielu lat, jak każda patologia sankcjonowana zbyt długo, będą bardzo trudne do wykorzenienia. Żeby nie było wątpliwości, piłkę naprawdę kocham, i śledzę odkąd pamiętam - podczas pierwszych poważnych mistrzostw, jakie oglądałem podziwiałem mistrzostwo starego kontynentu zdobywane przez Ruuda Gullita, Marco van Bastena i spółkę. Jednak już wtedy nagminną praktyką było uporczywe przysuwanie się muru przy rzutach wolnych. 26 lat później wyposażono arbitrów w białą, znikającą piankę…

3. Niejasny status związku piłki nożnej i leśne dziadki

Dotujcie, bo to sport narodowy, ale nie wtrącajcie się nam przypadkiem, bo UEFA nas (was?) wykluczy. Dajcie środki na funkcjonowanie i produkowanie widowisk, zbudujcie nam stadiony, gdzie urządzimy rozgrywki, ale transmisję wam zakodujemy i każemy słono płacić. Brzmi znajomo? Nie do końca wiadomo, jak to wszystko ma funkcjonować. Kiedyś, ktoś się z kimś stowarzyszył, razem zawłaszczyli każde jedno kopnięcie piłki na terenie kraju, zaczęli domagać się wsparcia i wyłączności. Nikt jednak nad nimi nie ma kontroli. 35 Członków zarządu? Brak sprawozdań finansowych? Przywykliśmy już to tego na tyle, że coraz mniej osób widzi w tym patologię. PZPN przecież nigdy nie przedstawiał sprawozdań, więc co w tym dziwnego? Zapytacie czy związek siatkówki dużo lepszy? Może i nie, nie wnikam, ale też konkurencja nie taka, bo na przykład w Niemczech siatkówka znajduje się na pograniczu amatorskiej dyscypliny. W siatkę wygrać można, ale w nożną to już trzeba. Taki jest deal w Europie i na świecie.

4. Brak Współczesnych Sukcesów

W siatkę dziś mistrzostwo globu, 40 lat temu również, 2008 srebro, złoto na Igrzyskach w Montealu i coś nawet mogłem widzicie pominąć bo jest się czym pochwalić. Szczyty zdobyte, nie tylko trzecie miejsca i jakieś dziwne legendy o meczach na wodzie. W kopaną od 1986 roku zakwalifikowaliśmy się do trzech dużych turniejów – 2x MŚ i 1xME (sorry, tych u siebie nie liczymy, choć i tu była szansa, że ni zagramy). Wszystkie te szanse przegraliśmy okrutnie, obnażono nasze wszystkie słabości – od mentalnych, przez organizacyjne, na czysto piłkarskich kończąc. Występy w Niemczech, Austrii i Szwajcarii i wcześniej w Korei po prostu przerosły możliwości polskiego futbolu, a już na pewno PZPN-u. Dlaczego pan Engel nadal występuje w roli eksperta w TVP, wie chyba tylko sam zarząd telewizji i może Darek Szpakowski, choć i on mógł stracić pewność…

5. Mądrale

No właśnie, a propos Engela. Zauważyliście, że o polskiej piłce i jej problemach najczęściej wypowiadają się ludzie, będący ich częścią. Problemów, nie wypowiedzi. Dyżurni eksperci – Kowalczyk, Juskowiak, Gmoch, czy nawet Szpakowski (od lat powtarzam, że zacznijmy od zmiany komentatora ;) ) – może to robi wrażenie na ludziach z pokolenia mojego ojca, ale we mnie wzbudza litość. „Mistrzostwo Europy Greków w 2004 to efekt wieloletniej pracy polskich szkoleniowców w lidze greckiej” – to autentyczny cytat z Jacka Gmocha, live in TVP. Polecam porównawczo rzucić okiem na mecze choćby ze wspomnianego Euro 88’ – to jest po prostu już inna dyscyplina sportu niż ta, o której opowiadają nasi eksperci.

Świeża krew, której ponoć coraz więcej? Poznałem przy różnych okazjach kilku młodych, zaciętych trenerów, naprawdę z pasją mówiących o prowadzeniu zajęć z najmłodszymi, mających marzenia i wizje rozwoju. Z tego, co wiem, żaden z nich nie zajmuje się już trenerką. Z przyczyn, nazwijmy to, ekonomiczno-etycznych.

6. Żelmisie

Pamiętam jak w rozmowie z Marcinem Rosłoniem w programie 1na1 Marcin Mięciel opowiedział o różnicach w podejściu i sposobie postrzegania piłkarzy w Niemczech w i Polsce. Ponoć tam jak spotkają piłkarza na ulicy, pytają o taktykę na następny mecz, względnie o wydarzenia z ostatniego spotkania. Generalnie rozmawia się o grze. U nas bardzo dużo uwagi kibiców i samych piłkarzy mam wrażenie też, skupia się na tym, kto czym jeździ i w którą stronę zaczesał sobie danego dnia swoją hipsterską grzywkę. Jest jeszcze jakiś piłkarz bez super-modnej fryzury? Gdy dziś patrzyłem na naszych siatkarzy, miałem wrażenie, że podobnych facetów (no może nieco mniej rosłych) jestem w stanie spotkać na ulicach polskich miast. Znamienne, że osobników podobnych do piłkarzy łatwiej trafić w nocnych klubach i dyskotekach. Tweeter podpowiada z resztą, że najbardziej urzekającą cechą dzisiejszych, siatkarskich bohaterów jest ich normalność, skromność. Ludzie czują, że są tutaj szeroko reprezentowani, łatwiej im się identyfikować z Zagumnym, Kubiakiem czy Miką. Z histerycznymi piłkarzami jakoś chyba trudniej.


Dzisiejsze mistrzostwo świata cieszy podwójnie. Sukces wiadomo, ale i szansa. Szansa, że chętniej będzie nad Wisłą oglądana siatkówka – kolejny krok w kierunku postulowanego przeze mnie zagłodzenia PZPN-u.

0 comments: