wtorek, 14 października 2014

zero zero jak nic



W niedzielę obudziliśmy się nowej Polsce, tej niedzieli pewnie nieco mocniej niż zwykle skacowanej, jednak lepszej i szczęśliwszej.  W kraju, któremu zrzuciła z siebie klątwę klęsk z sąsiadem z zachodu, czy to w piłkę nożną czy inne popularne gry strategiczne. Mówię to z pełnym szacunkiem dla szlachetnej siatkówki, jestem jednak przekonany, że

sobota, 11 października 2014

That’s all in yous heads, Lads!



Kolejny pesymistyczny wpis przed spotkaniem z największym z wrogów? Ja tylko krótko, bo duży tekst na po porażce mam już gotowy (mam nadzieję, że jednak będę musiał napisać nowy). O mentalności pisałem już wiele razy i w tym wypadku podtrzymuję swoje zdanie. Nie nieobecność niemieckich gwiazd, świeżo koronowanych mistrzów świata, czy tych, którzy w glorii chwały odeszli z kadry naszych sąsiadów, będzie tutaj kluczowa. Kluczowe będzie

poniedziałek, 6 października 2014

Mentalność Na Remis

~ o tym dlaczego goliat czasem przegrywa

Piłka nożna piękna, nieprzewidywalna i wyjątkowo niesprawiedliwa, kochamy ją - frazesy, bez których polscy komentatorzy nie potrafią opowiadać o meczu. Przy okazji sukcesów naszych siatkarzy, podziwiając ich odporność psychiczną, będą wniebowziętym, gdy po mistrzostwo świata sięgnęli już przy pierwszej piłce meczowej, przypomniał mi się jeden mecz z  brazylijskich mistrzostw w nożną – pojedynek Ghany z USA. Frazesy kolegów „szpaka” jakoś niespecjalnie utkwiły mi wówczas w pamięci, bo udało mi się skoncentrować na tym, co naprawdę było

W okolicach 50 minuty, prowadzącym 1:0 i to od 30 sekundy Amerykanom wyczerpały się baterie. Lepszym piłkarsko i technicznie graczom z Afryki pozostawało wpakować należne słabnącym jankesom trzy gole i spokojnie udać się do kasy. Wtedy spróbowałem sobie wyobrazić różne drużyny w roli zmęczonych, skazanych na pożarcie outsiderów. I każda z nich, z naszymi orłami włącznie (a może nawet na czele), parkowała autobus w polu karnym, wyciągała różańce i zaczynała żenujący, kleptomański spektakl pod hasłem "cel uświęca środki", z finałem mocno podważającym istnienie Boga. 

Ale nie Amerykanie. Oni mają wrodzona mentalność zwycięzców i niespotykane na starym kontynencie zamiłowanie do grania w piłkę zgodnie z fair play. W drugiej połowie zachowywali się oni jak grupa facetów, która pomyślała sobie mniej więcej tak: "mówią, że piłkarsko ponoć jesteśmy gorsi, odcięło nam moc, ale to od razu nie musi oznaczać, że przegramy". I raczej się tutaj mylę, bo na pewno słowo "przegramy" nie pojawiło się w ich głowach nawet na pół sekundy. Mechanizm samospełniających się przepowiedni Jankesi znali pewnie jeszcze długo zanim wymyślili grę w baseball. Sądzę, że myśli były bliżej formy w stylu "mimo trudności grajmy najlepiej jak potrafimy i trzymajmy się razem". No i zagrali tak jak potrafili, konstruowali akcje z różnym skutkiem piłkarsko-wizualnym podejmując wyzwanie poziomu żenady rzucane przez naszą „okręgówkę”. Mimo to skutecznie przeszkadzali szybszym, świetnym technicznie i zadziwiająco pewnym siebie Ghańczykom. Za to nie pokładali się, nie symulowali kontuzji ani nie kradli czasu - grali w piłkę, pewnie, dlatego, że po to w sumie do Brazylii przylecieli.

Dociągnęli tak to 83 minuty- wtedy padło wyrównanie. Już widzę zawodowców od Engela, Janasa, Nawałki czy Smudy - leżenie na ziemi, ręce na głowach, przegrana wielka szansa i marzenie (oparte jak zawsze na jednej, ciężko wyszarpanej bramce) a to wszystko przez niedofinansowanie piłki nożnej w Polsce, PZPN, prasę, przez kontuzję kluczowego gracza w pierwszej połowie (fakt z tego meczu: kluczowy skrzydłowy USA w pierwszej połowie zerwał mięsień dwugłowy i został zniesiony z boiska) problemy organizacyjne, przez rząd, Tuska, okupację, zabory. Zawiedzione miny i widmo kolejnych goli, i jeszcze "o boże, te hieny na konferencji prasowej nas zniszczą". Dalej nie wnikam, ale te wyrazy twarzy na pewno znacie (mecz z Austrią w 2008 chociażby). Z resztą, pewnie 3/4 drużyn narodowych popadła by w rozpacz po utracie bronionego przez 83 minuty prowadzenia. 

Ale nie amerykanie. Oni wyciągnęli piłkę z siatki i po prostu zaczęli od środka. Nie wiem, co oni wówczas myśleli i co mają w zwyczaju myśleć w takich sytuacjach, bo paszport akurat mam z orzełkiem w koronie, ale prawdę mówiąc, to właśnie jest najbardziej fascynujące. I najważniejsze - nawet tak trudnej sytuacji nie odmówili sobie ani na sekundę prawa do sukcesu. I co się wydarzyło? Gdy tak męczyli końcówkę tego w sumie jednak średniego meczu, nie mogąc skonstruować choćby średnio groźnej akcji, jakimś cudem wywalczyli rzut rożny. Trzech poszło w pole karne, jeden kopnął spod chorągiewki. Statystyczny róg, całkiem fachowo zamienili na gola, ku ogromnemu zaskoczeniu graczy z Ghany. A przecież to ich zachowanie przez całą drugą połowę zdawało się mówić "ile my tu jeszcze będziemy musieli się męczyć, przecież wszyscy widzicie, że jesteśmy lepsi w każdym aspekcie sztuki piłkarskiej..."

Mentalność wygrała ten mecz – nic innego. Drużyna, która umiejętnościami piłkarskimi jest bliżej Wisły niż Sekwany zwyciężyła, mówiąc w ich języku "against all the odds". Gratulując im i podziwiając ten wyczyn od razu dostałem do myślenia w kontekście Polski. Jak wiele szans i jak wiele dobrego odbieramy sobie naszą, nazwijmy to mentalnością "na remis”…