sobota, 13 września 2014

Wykolejenie Emocjonalne


Bitwy na cale, jakie toczone są po sąsiedzki na terenie całej Polski. Sąsiad wstawił 50'' to ja muszę przywalić 55'' i zaprosić tego ch## z żoną na wtorkową Ligę Mistrzów. Wyścig zbrojeń trwa, na ekranach o rosnących przekątnych można wyświetlać, co dusza zapragnie. Przeciętny Polak bardzo dużo ogląda telewizor, zwłaszcza przed jego zakupem. Potem, aby uściślić to językowo, ogląda telewizję i w sumie o tym  chciałem dziś słów kilka i potem jeszcze parę, ponieważ całkiem niedawno zastanawiam się, dlaczego wieżowiec na Woronicza nie zmienił się jeszcze akademik.

Był taki czas, że musiałem od czasu do czasu tłumaczyć się z nieposiadania samochodu (wiadomo, standardy społeczne zobowiązują) i z tego, jakim prawem tak dobrze sobie radzę bez takowego - wówczas nikt mi nie chciał uwierzyć, że zwyczajnie nie był mi potrzebny. Mój serdeczny przyjaciel kupił samochód marzeń (#KryzysWiekuSredniego ;)) by zaraz potem odkryć uroki warszawskiego metra i obecnie, poza abonamentem na strefę  płatnego parkowania, musi regularnie kupować  WD40 i czasem spryskać swoją zabawkę tu i ówdzie. "Jak to masz takie „zajeZaje” auto i jeździsz do pracy metrem?" - biedaczysko zmuszony jest  odpierać raz po raz jakże ciężki zarzut. Ja, kiedy już w ostatecznie zacząłem jeździć autem, bo też ostatecznie stało mi się ono zwyczajnie niezbędne, zacząłem, dla odmiany zapewne, regularnie dostawać po pysku za brak telewizora. Zawsze znajdę lepszy sposób na wydanie 1000PLN - to mój numer jeden frazes spośród, kilku, jakimi żongluje odpierając równie mało nieszablonowe "Jak to nie maasz TiViii?". Zwyczajnie staram się trzymać takie zasady, że abym z czegokolwiek korzystał lub czegokolwiek, który żeby z czegoś korzystał, to to coś musi mieć dla niego ofertę i najlepiej być wygodne w użyciu.

Z resztą nie wiem czy głupot nie piszę, bo dawno nie oglądałem telewizji, chociaż coś mi podpowiada, że szkoda czasu żeby to sprawdzać.

Opowiem jednak o tym, co pamiętam i na podstawie tego, co czasem do mnie przecieka. A że nie natknąłem się jeszcze na kampanię krzyczącą „zmieniliśmy się, wróć do nas, nie zawiedziemy Cię tym razem”, to prawdopodobnie to, co nadaje telewizja charakteryzuje się czymś, co można by określić, jako "pojemność programowa" - nawet młodzi i ambitni dziennikarze i twórcy poruszają się w sztywno wyznaczonych ramach. Bo jeśli wiadomości mają mieć zawsze, ale to zawsze 30 minut to coś tutaj nie gra. Czy zastanawialiście się czasem, dlaczego z głównego wydania programu informacyjnego dowiadujecie się o rzeczach, które pasują raczej do sprawy dla reportera? Tego dnia po prostu nic godnego uwagi się nie wydarzyło. A co jeśli jednego dnia spadłyby 2 samoloty i wydarzyły się trzy katastrofy kolejowe? I to wszystko w czasie kulminacji fali powodziowej na Wiśle w Kazimierzu? Wiadomości też trwałyby 30 minut? Na pewno któreś z tych wydarzeń, które jednego dnia stanowiłyby swoiste zbawienie dla wygłodniałych reporterów, musiałoby po prostu zostać pogrzebane. Jeśli każda stacja telewizyjna raz na pół roku ustawia ramówkę "na sztywno" to jest jak postawienie wiadra i nakazanie by raz w tygodniu zostało napełnione - nieważne, czym.

A z kolei gronie moich najszanowniejszych znajomych o tv i tym, co w nim nie mówimy w zasadzie w ogóle, odbiorników przypada mniej niż 1 na gospodarstwo domowe, abonamentów jeszcze mniej – swoista persona non grata. Jeśli stało się tak, że so-called pokolenie JP2 (Y),  całkowicie odcięło się od drogi komunikacji, która w teorii ma być kluczowa, główna i wiodąca, to nie ma szans na spójność z telewizyjną społeczeństwa. Czy nie jest tak, że wpływ mam na to, co wokół mnie, a jakiekolwiek niusy z polityki na szczeblu centralnym jedyne mogą jedynie wytrącić mnie z równowagi? Polecam obejrzeć news na ten sam temat na BBC i w TVP lub w TVN skupiając się na dostarczanym ładunku emocjonalnym.  Czerpiąc wiadomość z BBC emocje, jeśli tylko ich potrzebujesz, musisz zbudować w sobie sam. Oglądając TVP mam wrażenie, że przy okazji informowania mnie, co się dzieje, od razu dowiaduję się JAK MAM SIĘ CZUĆ wobec tych wydarzeń. Na emocjonalną monotonię nie można narzekać. Kolejno lecą news oburzający, news wzruszający, a zaraz za nim kolejny oburzający, a potem jeszcze taki wywołujący potężne poczucie bezsilności. Na koniec zawsze dorzucą coś z satyry podkreślającej otaczającą nas beznadzieję (pozdrowienia dla Tomka Sianeckiego za lata niezłomnego stylu). Nie chciałbym, żeby to było odebrane, jako krzyk o odbieranej pokoleniu 40+ wolności, jednak…hm… w sumie taki krzyk to właśnie jest.

Miałem niedawno obserwację na temat sposobu komunikacji wewnątrzpokoleniowych, w jaki sposób rozmawiają się ze sobą i niestety nie tylko, osoby „dojrzalsze”, te same które lubią przedawkowywać telewizję. Ofiara przejmuje metody kata – może stąd ich wieczne powarkiwanie i próby wzbudzania emocji i kontaktach z innymi. Zazdroszczę sąsiadowi z lewej? Czas wzbudzić zazdrość u sąsiada z prawej. Boję się o swoje dzieci, gdy są w szkole - czas nastraszyć wszystkich dookoła, niech też spokoju nie zaznają. Czuję frustrację, to pójdę w ostry oportunizm, niech poczują, co i ja czuję.

Od jakiegoś czasu biję na alarm, że standardowa edukacja (tzw. model pruski, kształcący pod kątem pracy w fabrykach, subordynacji i powtarzania czynności), na którą dla młodszych pokoleń wszyscy się wspólnie zrzucamy zawiera liczne luki, bo uczy wiedzy książkowej, zamiast uczyć jak żyć (....panie premierze) oraz tego, jak traktować innych, ale i swoją własną osobę. Tego, jak siebie poznać, skąd czerpać wiedzę o własnych potrzebach, oraz jak realnie szacować swoje możliwości, jak się właściwie odżywiać i ogólnie jak o siebie dbać, czym różni się infekcja wirusowa od bakteryjnej itp. proste, życiowe sprawy pozwalające „być życiowym”.  Jedną z takich rzeczy, bez której niestety uzyskamy świadectwo dojrzałości, jest świadomość występujących w nas emocji. Jasne, zdarzają się super świadome dzieciaki, zdarza się też coraz więcej świadomych rodziców. Trudno jednak udawać, że ta luka jest pomijalna, i że nie jest tak, że w tych kwestiach generalnie przeważa szkolenie walką. Jesteś podatny na uprowadzenia emocjonalne? Albo sam się szybko w tym zorientujesz, albo pozwolimy ci popełnić setki błędów, z których niedane ci będzie wyciągnąć żadnych wniosków, a na koniec zapiszemy ci długą listę psychotropów i potwierdzimy naszą doskonałość, głównie poprzez przeprowadzenie na tobie modelowego ostracyzmu….

Wracając do tv i serwisów informacyjnych – prawdę mówiąc zastanawiam się, co mogłoby poskutkować świadomym zarządzaniem emocjami w reakcji na niektóre niusy. Pamiętam, gdy jakiś gość urządził sobie w sobotnią noc istny carmageddon na sopockim „Monciaku, a 22 osoby zostały ranne. Szok, tragedia, żałoba, niedowierzanie, alkohol, narkotyki, szaleniec - z trzech serwisów internetowych po kwadransie wiedziałem wszystko – no może poza tym, co tak naprawdę się wydarzyło...

Czy zadaniem mediów nie jest przypadkiem zwyczajnie podać informację (np., jako suchy fakt), że coś takiego się stało i ewentualnie ocenić działanie służb, pomóc w analizie działać zapobiegawczych na przyszłość? Z naszych mediów, zanim dobrze wykonają swoją robotę i ustalą i zrelacjonują przebieg zdarzeń, dostajemy rozdygotaną papkę, potęgującą poczucie strachu i zagrożenia.

Opowiadam czasem ludziom o całym tym mechanizmie i spotykam kiwające ze zrozumiem głowy, niektórzy nawet wiedzą i mają pomysł na to, dlaczego tak a nie inaczej czują się po serwisach informacyjnych serwowanych przez lokalne stacje. Człowiek zaskoczony przez emocje jest skłonny do nieprzewidzianych reakcji, może być jak kolt upuszczony na podłogę - i mam wrażenie, że czasem tak zachowujemy się na ulicy wobec siebie. A jak o tym wiesz to może się zdarzyć, że będziesz się bał włączyć telewizor… i pewnie źle na tym nie wyjdziesz.

0 comments: