wtorek, 6 stycznia 2015

Każde pokolenie ma swoje zabawki


Będzie recenzja ze sztuki teatralnej? Bez przesady. Jak byłem mały i w telewizji leciało „Miasteczko Twin Peaks”, to podczas scen z czerwonymi kurtynami sądziłem, że oglądam teatr telewizji. Odniosę się zatem do ogólnego rozstrzału percepcji po sztuce, którą dziś widziałem. Byłem w towarzystwie, delikatnie mówiąc, z innego pokolenia. Tego pokolenia, które teatr ceni ponad kino, wyłączając oczywiście hipsterskie cząstki pokolenia mp8 i jp4, które w kolejce do szatni zdradziły dziś pogrubione oprawki patrzałek. Moi towarzysze, jakby to powiedzieć, na teatrze zjedli zęby, kabarecie, śpiewie, pisaniu scenariuszy i kilku innych dziedzinach, których wciąż są artystami. Nie żebym tam się chwalił, z kim to nie chodzę do teatru.

Zatem od końca. Po zakończonym spektaklu spotykamy się w foyer, no i ja już widzę, że dyskusja na temat sztuki się dziś nie odbędzie. Ponoć już przed spektaklem szatniarka zapytana o to, czy to przedstawienie ma przewidzianą przerwę odparła „już nie”. Padła też obietnica rezerwowania miejsc bliżej schodów, oczywiście po stronie wyjścia. Teatr schodzi na psy? Nie, ale bezpieczeństwo przede wszystkim. Niczego nieświadomy o mały figiel, nie zabrałem głosu pierwszy, a w zasadzie nie pozostawało mi nic, jak stwierdzić pełną zajebistość. 100%. No ale jednak mając naprzeciw siebie Apoloniusza Tajnera nie zabiera się głosu na temat ostatniego skoku Małysza czy Stocha. Nie zanosiło się na wejście w szczegóły, ale, od czego jest się socjopatą. Kilka „zachęcaczy” wystarczyło rozkręcenia młyna hejtu, oczywiście podanego w sposób charakterystyczny dla pokolenia 50+. Ponoć piosenki zaśpiewane zostały średnio, problem, o którym traktuje spektakl zbyt oczywisty, a do tego rozstrzygnięty już na niejednych deskach teatralnych. Meble i inne elementy scenografii, które przez cały czas przemieszczały się po scenie, mnie zdawały się stanowić zaletę oraz mieć duży wkład w dynamikę sceny, zgodnie uznane zostały, jako przeszkadzające aktorom w sztuce wyrazu.

Śmiałem się i to tak ze łzami, z każdym kolejnym jednym elementem sztuki, który jakby od niechcenia, z gracją i humorem zbierał cięgi, ciesząc się jednocześnie, że głos zabiorę ostatni. Pomyślałem, że różnica w percepcji wynika z tego, że muzyki słucham raczej pozbawionej wokalu, zwiedzając nie skupiam się na zabytkach, a na atmosferze i klimacie odwiedzanego miejsca, a do teatru nie chodzę, a jestem zabierany. I pewnie z różnicy wieku trochę też. Jeśli kibica-świeżaka zabierzesz na mecz futbolu z wynikiem 5:4, prawdopodobnie będzie zachwycony i wyjdzie zielony z emocji. Zamykający drugą dekadę na trybunach wyjadacz stwierdzi żenadę w liniach defensywnych i wystąpi o zniżkę na karnet na kolejny sezon. Przedstawienie nazywało się Fortepian Pijany i miało miejsce na scenie Studio w Teatrze Narodowym. Ja tam polecam. 

0 comments: