wtorek, 29 stycznia 2013

Michał L., ligusy, piłka i szklanka....

Już nawet głos z rozsądku w domu kibica polskiego, czyli LigaPlusExtra, zdaje się w swoich komentarzach łagodnieć wobec powszechnego przekonania, że piłkarstwo to taki niewdzięczny zawód, który po robocie wymaga bezwzględnego odreagowania, koniecznie przy trunku w wersji "na huśtawce" lub o działaniu podobnym.

A ja twierdzę, że jednak nie powinni pić alkoholu. W ogóle. Zip, zero, nada. Pomińmy już ten niewygodny wątek footballu, który we współczesności zastąpił wojny, bez których ponoć nie potrafimy się obejść. Ale skoro, jak to ładnie ujął niegdyś Michał L., przeciętny nasz kopacz mniej zdolny od zachodniego, to czymś muszą nasi nadrabiać tę antropologiczną przepaść, przy założeniu, że niemiecki, szwedzki i angielski piłkarz pije. Pije mniej, inaczej i na pewno nie w stylu Wojtka Kowalczyka i jego kolegów z Brudna, ale jednak spożywa.



Skoro nasi mogą liczyć na taryfę ulgową w postaci trzydziestu meczów ligowych i powszechnemu kibicowskiemu olewowi pozostałych rozgrywek, w których uczestniczą nasze kluby, to powinni też mieć szczególnego bana na marnowanie sobie zdrowia (i talentu?) oraz równie szczególny obowiązek by przez 30x90 minut dostarczać jakość maksymalną,  za którą słono w końcu płacąci Canal+.

Zero tolerancji ucięłoby dyskusje nad losem Patkicka Mraza i paru innych, którzy fakt, pili, ale ustami rzecznika klubowego okazuje się (które to nie wiadomo, czy nie były tymi głównymi pijącymi) , że w sumie to nie chcieli, a już na pewno nie tak dużo lub pili ale nie połykali.

A kolei nasz naród, naród pijący, podkreślmy, miałby też jeden powód do hipokryzji z głowy, bo taka właśnie strategia sita z zerowym oczkiem załatwiałaby ze nich odruchowe poniekąd przyganie garncowi. Skoro nasze "ligusy" mają na dodatek aspiracje do "repry" czy Fornwarku, jak kto woli, to jako rodacy-Polacy powinniśmy wspierać pielęgnację potencjalnych reprezentantów. A że od chwalebnych i przełomowych czasów Leo ten potencjał to stanu procent sto (nigdy nie wiesz kiedy padnie na ciebie, ligowcu!) to tyleż powinno zostać zadbanych abstynenckim kieratem. Egzekucja oczywiście po stronie klubów i kibiców uzbrojonych w wynalazki najnowszej techniki rozdawane od dawna za symboliczną złotówkę.  Blady strach niech padnie na klubowe popijawy lub proceder ten niech zepchnięty zostanie do wynajmowanych przez kluby melin, gdzie łatwiej dostrzec szarzyznę niesioną przez przyjaciółkę gorzałkę.

A ten kto się boi takiej, w sumie kosmetycznej korekty kursu wobec kochanego przez polaków trunku w gardłach wypełniaczy koszulek ekstraklasowych klubów, ten po stronie miernego status quo staje, śmiem twierdzić. Wyrzucanie zawodników, dla których rezygnacja z kielicha to kłopot i rezygnacja z cennych acz jak wiadomo definiujących homo sapiens przyzwyczajeń, stworzy tylko przestrzeń i szansę dla następnych, świeższych , młodszych, którzy swoją szansę mogą jeszcze wykorzystać i być może dysponują mocniejszą silną wolą. I nie ma co żałować starych i sprawdzonych grajków-kopaczy (którzy zdaniem Andrzeja Twarowskiego z wypowiedzi po AmberCup 2013 potrafią mniej niż można by się spodziewać), bo widać gołym okiem, że i tak srogo przepłaceni, a przyswojenie kilku nowych nazwisk to z kolei nie doktorat z fizyki kwantowej.