piątek, 22 lutego 2013

Poznańska Przeciętność

Na Lecha w meczu z chorzowskim ligowym karłem można stawiać w ciemno. I nie dlatego, że Poznaniacy dobrze w tym sezonie grają na wyjazdach, bo grają na nich szczęśliwie. I też nie z powodu jakiejś niesamowitej passy, jaką mają na boisku (no bo przecież nie stadionie) na Cichej w Chorzowie, bo tam przez ostatnie dwie dekady idzie im wyjątkowo źle. Jednak zawsze pojawiające się w Lechu nowe siły stanowiły o sile ognia, dawały powiew świeżości, nieprzewidywalności i tą siłę uderzenia, dla której poznańscy fani od lat zapełniają trybuny na Bułgarskiej.

Wiadomo, że jak kupisz dwa nowe ciuchy,
to i stare przez jakiś czas znowu wydają się jakieś takie ciekawsze. I tak właśnie się stanie w niedzielę, kiedy to Teodorczyk i Hamalainen pociągną za sobą cały zespół do efektownego zwycięstwa na najmniej równej murawie na terytorium RP. Teodorczyk dodatkowo posadzi na ławie "Ślusorza" - wzmocnienie dla drużyny zatem podwójne (a jak wytrzyma 90 minut to i potrójne, bo murawy nie powącha też Reiss). I jestem przekonany, że nowe nabytki również w kolejnych spotkaniach będą błyszczeć i brylować dając zespołowi punkty, dzięki którym "kolejorz" powalczy o tytuł mistrzowski (i pewnie nawet go zdobędzie). Pytanie, jak długo będą lśnić, ponieważ tendencja popadania w to, co nazywam "poznańską przeciętnością", jest w ostatnich latach niepokojąco wyraźna.

Od czasów Lecha Smudy, który udanie wprowadził na Bułgarską takie filary jak Murawski, Arboleda, Stilic, Wilk, Injac, Djurdjevic, Rengifo, Peszko, Bandrowski i Lewandowski (kolejność nieprzypadkowa) - piłkarzy, którzy wysoki poziom prezentowali na przestrzeni przynajmniej kilku sezonów, blask kolejnych nabytków "Dumy Wielkopolski" trwa za każdym razem krócej.  Buric zapowiadał się świetnie, a skończyło się na tym, że mamy dwóch bramkarzy na stałym, równym, przeciętnym poziomie Krzysztofa vel Hamburgeiro, Kotorowskiego. Wychodząc w pole, Krivets błyszczał na starcie, dał mistrzostwo złotym kopnięciem lewą nogą przy prawym słupku, z resztą na Cichej w Chorzowie, potem grał już tylko na tróję, czasem z malutkim plusem. Możdżeń gola z City strzelił chyba zbyt ładnego i z aspirującego do kadry młodzieńca stał się raczej średnio lekko ponadprzeciętnym ligowcem. Świetny w Koronie Kiełb, w Poznaniu nie dał rady, choć gry w piłkę nie zapomniał, bo ponownie wyróżniać się zaczął z chwilą powrotu do Kielc. Wyjątkiem jest Rudnev, ale to piłkarz dający solidny zastrzyk trafień każdej drużynie do której trafia, co z resztą pokazuje jego gra dla HSV. 

Dalej, za już za Bekero, mieliśmy transfer Ubiparipa. Serb czas błysku miał jeszcze krótszy, bo jego udane mecze mieszczą się na palcach jednej ręki, a uważam, że to piłkarz o sporym potencjale, co najmniej na bardzo solidnego zmiennika. Potem mieliśmy powrót Murawskiego - jego drugie wejście stanowiło nic lepiej niż pięćdziesiąt procent tego, co znaliśmy z czasów Franca. Genialny Tonev, na początku grając z ławy, potem już w podstawowym składzie siał popłoch wśród rywali, ale z czasem, z co trzeciego meczu zaczął mu wychodzić co piąty. Kuba Wilk, kiedyś wielki talent (z przyjemności oglądało się go nawet na treningach), grający świetne mecze choćby przeciwko La Coruni, dziś znalazł się u podnóża równi pochyłej i jest już poza Lechem. Rumak "od nowości" miał Lovrecicsa i Ceesaya. W jakim punkcie są dzisiaj ci piłkarze, każdy widzi, choć jeszcze latem stanowili synonim nowej jakości w pierwszych meczach sezonu 2012/2013? Dziś to przeciętni ligowcy, o nieco lepszej technice (bo szkoleni za granicą, sic!), długości podpisanych kontraktów z którymi klub już teraz żałuje.

Zieliński, Bakero i teraz Rumak marnują pieniądze klubu, bo przeciętniejący piłkarze zamiast wartość drużyny podnosić, w najlepszym wypadku pozwalają trzymać bilans w okolicach zera. Nic dziwnego, że właściciel Lecha coraz mniej chętnie wydaje pieniądze na transfery, bo czuje, że środki wpłacane na konta innych klubów widzi po raz ostatni. Poznańska publiczność  tęskni nie tylko za sukcesami, ale za piękną grą. Pod tym względem jesteśmy jak Real Madryt - liczba oczek w tabeli to nie wszystko, chcemy wielkiego Lecha, ładnej dla oka gry, a taka na Bułgarskiej od 2009 roku zdarza się wyłącznie od wielkiego dzwonu (i to patrząc naprawdę obiektywnie). Odpowiedź na pytanie, czy Teodorczyk i Hamalainen odwrócą trend popadania w "poznańską przeciętność" poznamy dopiero w połowie rundy wiosennej, do tego czasu uważnie poobserwujemy styl gry. Wbrew temu co pisze dziś na łamach poznańskiej GW Radosław Nawrot, nie szum wokół transferów i konferencje prasowe z konfetti i wręczaniem koszulek, lecz wkład zawodnika w grę i jakość są w tej całej karuzeli istotne.