wtorek, 26 lutego 2013

TENNIS IS A MIND GAME

Wawrinka i Djokovic, Monfils i Simon, medical timeout, Sloane Stephens i to w zasadzie tyle o Australian Open 2013. Relatywnie mało zaciętych spotkań, hegemonia faworytów i jeszcze na to wszystko ten hiszpański troll, David Ferrer, który raz kolejny wysadził z siodła wszystkich ciekawych graczy po swojej stronie drabinki, by ponownie zafiniszować efektownym oddaniem się w meczu z potentatem. Trochę mi w tym turnieju brakowało ciężaru gatunkowego, dramatycznych pojedynków graczy niekoniecznie ze ścisłej czołówki. Nie da się zorganizować legendarnej pięciosetówki na zawołanie, wiadomo, dlatego tym bardziej szkoda, że nie mieliśmy finału na miarę tego sprzed 12 miesięcy.


Okazuje się bowiem, że nie jest bez znaczenia, którzy gladiatorzy z wielkiej czwórki spotykają się w finale lub półfinale, bo widowiska, poziomu i dramaturga nie gwarantuje każdy co do jednego układ par. W niedzielnym finale było widać jak na patelni, że Murray i Djokovic to gracze potrzebujący dodatkowego zapłonu do osiągnięcia tenisowej nadświetlnej. Jeśli po drugiej stronie siatki staje przeciwnik, którego nazwisko samo w sobie jest przy okazji nazwą stylu gry w tenisa, to i owszem. Serb i Szkot to świetni i bardzo solidni partnerzy do takiego tanga, w którym do ostatniego taktu nie będzie znane rozstrzygnięcie. Przeciwko Federerowi, Nadalowi czy choćby Del Porto mecz z gatunku tych epików znad tenisowej przepaści murowany. Pojedynek Nole z Wawrinką, tenisistą ze stylu i psychiki (poniekąd nieodgadnionej) podobnego zupełnie do nikogo, był genialnym widowiskiem, ale to właśnie dlatego, że miał kto w tamtym meczu dorzucać do pieca.

Na tle tej znakomitej dwójki konkurencja wypada oczywiście blado. Ale nie dlatego, że Murray i Djoko porażają elegancją i doskonałością jak Federer, albo energią i nieustępliwością jak Nadal. Ci dwaj to raczej rzemieślnicy, którzy zdystansowali konkurencję warsztatem. Są zwyczajnie lepsi, dokładniejsi i szybsi o to jedno tempo od całej reszty. Oczywiście poza tymi, od których są szybsi o dwa tempa. Mają bowiem panowie forhand, backhand niby mało charakterystyczne, ale jednak z tym dodatkowym zastrzykiem pewności i jakości. To tak jakby wypuścić na tor dwa auta, z których jedno ma trochę lepszy silnik, nieco bardziej zaawansowane opony, ciut lepszą aerodynamikę, a do tego kierowcę z chłodniejszą głową. Wiadomo, że wszystko rozstrzygnie się w dwóch, maksymalnie trzech, jak na wielkiego szlema przystało, zakrętach.

Nie ujmując niczego tym dwóm gościom, którzy już i tak sporo ciekawego dali światowym rozgrywkom, spośród wielkiego kwartetu, broń boże smyczkowego, australijskiemu finałowi trafiła się para najmniej ciekawa. Zderzenie podobnych stylów, określanych jako aktywna defensywa, zawsze pozostanie tym, czym jest połączenie puddingu waniliowego z ... puddingiem waniliowym. Efekt raczej przewidywalny i tym bardziej mało wybuchowy. Finał Australian Open 2013 rozegrał się głowach, co zaskoczeniem nie było. Co zaskakuje, to fakt,  że Murray wydaje się jeszcze nie rozumieć tego, o czym Novak mówi otwarcie, nawet w wywiadach pomeczowych. Cytując, "tennis is a mind game". W ważnych punktach pojedynku widać było bowiem niezwykle wyraźnie, jak obaj gracze skupiają się na kompletnie innych elementach tenisowego sztuki. Szkot koncentrował się na elementach gry, zaś Serb niemal wyłącznie na podtrzymaniu pewności siebie i odpowiedniego nastawienia mentalnego.

Jeden z niezapomnianych przeze mnie przykładów z przeszłości, tym celniejszy, że dotyczący brytyjskiego tenisa, to mecz Tima Henmana z Richardem Krajickiem podczas US OPEN 2000. Tamtego wieczoru na Arthur Ash Stadium gościom zaserwowano zderzenie podobnych stylów, zbliżonych umiejętności i  przepiękny serv'n'volleyowy tenis. Spotkanie zacięte, długimi fragmentami porywające, jednak trudno było mieć wątpliwości co do tego jak to się  wszystko skończy. Na korcie było widać wyraźnie który z grających to mistrz Wimbledonu, a który to tylko wieczny pretendent. Dawało się odczuć, i to  bez zaglądania w statystyki, który z grających z wielkim mistrzem tamtych czasów Petem Samprasem, wygrywał, a któremu udało się raz wygrać. Murray w turnieju wielkiego szlema zwyciężył to fakt, a czy powtórzy ten sukces pozostanie odrębnym pytaniem. Uwagę zwraca to, że potrzebował aż 5 prób by oswoić się z ciężarem gatunkowym meczu finałowego w turnieju wielkoszlemowym. Djokovic zgarnął  swój pierwszy triumf już za drugim razem, przy czym warto zaznaczyć, że w pierwszym podejściu za rywala miał na Federera w peaku swojej kariery. Australian Open 2013 było jego szóstym wielkoszlemowym tytułem i nie jest raczej pytaniem czy to już ostatni...

0 comments: