wtorek, 26 lutego 2013

what the fuck was that?

Jedno 4:0 wiosny nie czyni. Postanowiłem jednak poczekać jeszcze z kredytem zaufania dla jakość gry Kolejorza. Nie idźmy na łatwiznę. Doświadczenie w oglądaniu kopanej podpowiada, że jakość strzelanych goli świadczy o formie i klasie drużyny, a fuksy maskują miernotę. Nie podobały mi się bramki strzelone Ruchowi, przepraszam. Oczywiście cieszę, że ze zwycięstwa, trzech punktów, a chyba najbardziej z tego, że nie położyli się jak to zwykli od lat czynić na Cichej. Z resztą,  po tym co napisałem w poprzednim wpisie, w razie porażki czas byłby chyba zamykać bloga. Przypadek Kuźniara z TVN-u uczy ostrożności z podobnymi deklaracjami i każe składać je raczej z dołu, co właśnie uczyniłem.


Po kolei zatem. Jeden - gol Ślusarskiego, sorry, chaos, przypadek, trzech obrońców do jednego pomocnika, cudem utrzymana linia spalonego i to jedyne w swoim rodzaju, ponaddrewniane przygotowanie strzału. Boże, czy ty to widzisz? (http://bit.ly/zz2doM). Co to u licha było za dreptanie do piłki? Kto pamięta Roya Makaaya (nie wiem dlaczego akurat taki przykład, ale z tego zapamiętałem wybitnego Holendra)? On idealnie się składał do plasowanego strzału w pełnym biegu i jakoś zawsze mu się kroki zgadzały. Ja coraz mniej daję radę "Ślusorza" oglądać, mam nadzieję, że adepci sztuki piłkarskiej nie biorą go sobie za wzór do naśladowania, bo jeśli tak, to mamy z głowy kolejne pokolenie  zawodników. 

Dwa - cudowny touch Trałki (mistrz kreacji chaotycznej) i kolejna okazja by użyć zgrabnego amerykanizmu what the fuck was that? Mam nadzieję, że kibice Niebieskich właśnie w tym czasie montowali race do żerdzi (what the fuck was that?, po raz kolejny, tym razem w stronę kibiców Ruchu), bo przyznam szczerze, że wyobrażenie sobie, że Lech miałby tracić takie bramki, nawet mnie przyprawia o delikatne współczucie dla rywala z ostatniej niedzieli. Trafienie na trzy idealnie opisali niezawodni sprawozdawcy  zczuba.pl. Dawni koledzy z Polonii zmontowali bramkę (Teodorczyk i Baszczyński) - zdarza się, ale kolejorz u mnie tą akcją nie punktuje. Kierunek piłki zagrywanej przez Teodorczyka pozostawia wiele do życzenia i nie daje pewności co do adresata. Cztery - chaos na 30 metrze rozwiązany jednym podaniem, ładny strzał Hamalainena, ale tego po prostu od piłkarza na tym poziomie wymagamy. Dobrze, że mu piłka na kępce nie skoczyła - innych zagrożeń dla powodzenia tej akcji nie widziałem.

Lech zapisał się na walkę o majstra, fajnie. Kiedyś strzelili taką bramkę na Polonii Warszawa (Konwiktorska 2010), akcja zaczęła się od obrony, Bandrowski z Djurdjevicem, Krivets, Stilic i Lewandowski trafił pewnie na pełnej szybkości (http://bit.ly/ZF8z5w) -  to są trafienia dające wiarę w drużynę i jej pewność. Tylko wtedy można wierzyć, że są papiery na zadawanie ciosów nawet bardzo dobrze zgranemu i zorganizowanemu przeciwnikowi. Z Ruchem gole numer jeden, dwa i trzy padły, choć nie musiały. Czwarty przeciwko którejkolwiek formacji obronnej z górnej połowy tabeli, nawet naszej ligi, pewnie też by się nie zdazył. Z kredytem zaufania czekamy jeszcze tydzień!