piątek, 8 lutego 2013

kotwica i wślizg

Wiecie czym jest Pozycja barowa "na kotwicę"? To taka technika użytkowa, stosowania głównie w kilku pierwszych godzinach doby, niosąca ze sobą wiele zalet, również bezpieczeństwa. Nie rozpisując się długo, komukiedykowiek zdarzyło się powiedzieć sobie "damn, te ostatnie 8 shotów wczoraj - koplentnie niepotrzebnie", wie jak to zrobić aby nie upaść gdy noc u szczytu, a elementu baśniowego w żyłach krąży już nadmiar. Na parkiecie apogeum, my dobrze zainstalowani w barowym obserwatorium, doceniamy solidność konstrukcji dzielącej nas od półek z alkoholowym menu i przestrzeni zarezerwowanej wyłącznie dla barmanów, przelewających cały ten asortyment z butelek do szklanek. Jeden z butów wykorzystuje obowiązkowy w wyższym segmencie barów podnóżek (bary bez podnóżka koszmarem kazdego pijaka), ręka zaś w podchwycie uczepiona lady, kotwiczy nieprzewidywalne już w tym stadium ciało. I've been there pomyślicie pewnie.

Jednak najciekawsze wydaje się rozwinięcie pozycji "na kotwicę" - obserwowane w sytuacji wymagającej interakcji w płcią przeciwną. Załóżmy, że najpiękniejsze i najbardziej emocjonujące godziny nocy, zastaną nas w towarzystwie budzącej wyższe niż przeciętne zainteresowanie jakiejś niewiasty. Na ladzie rzecz jasna kilka pustych kieliszków, po oczywiście wspólnie wypitych szotach, do połowy odpita wódka z redbullem i coś tam jeszcze chcecie, proszę sobie ładnie oczami wyobraźni domalować. Dmuchnąłem trochę optymizmem, żeby nie wyszło, że "kotwica" musi oznaczać totalną porażką danej nocy, i niech raczej pozostanie konsekwencją, nazwijmy to "szczęścia pochłoniętego w formie ciekłej bez zapoznania się ulotką". Przy tak dobrze już zastawionej ladzie, zakotwiczony facet barze rozpoczyna flirt ( Postanowiłem opisać to ze zwrotem facet, bo panie jednak rzadziej, i chwiała Bogu, znajdują się w stanie zmuszającym do stosowania, technik stabilizujących). Wybranka stoi zaś w odległości umożliwiającej kontakt wzrokowy, ale konwersację już niekoniecznie - wiadomo, klub, beat i te cholerne niskie tony. Akcja zaczyna się, gdy konieczne jest przysunięcie głowy w kierunku, mówiąc nieładnie, celu. Aby nie stracić balansu  uzyskanemu dzięki prawidłowemu, zgodnemu ze sztuką żeglarską, rzuceniu kotwicy, wykonywany jest wówczas ten zadziwiający wślizg po ladzie barowej - nogi zostają w miejscu, pracuje tylko góra. Głowa trafia tam, skąd może bez znaczących zakłóceń nadawać. Zbliżenie z każdą chwilą pogłębia się, gdy faktycznie rozmowa zaczyna dokądś zmierzać (you know what I mean), to i partnerka przemierzy kilka metrów bieżących lady (wygląda jak tańczenie wolnego w podstawówce) by choć co któryś nie musieć uśmiechać się w ciemno. To chyba najciekawszy właśnie moment, bo gdy taki wślizg wykonują obie strony rozmowy wygląda to podwójnie osobliwie, bo trudno nie zauważyć podobieństwa do dwóch długoszyich stworów, których anatomia doskonale wspiera umizgi w tej skomplikowanej technicznie sytuacji. Działa? Działa! A że nie wygląda jak na filmie, to naturalne i tylko nasza wina, że byśmy chcieli żeby tak wyglądało.

Z resztą, im godzina późniejsza tym szyja dłuższa (a gardło głębsze), a polegiwanie na ladzie barowej tym bezpieczniejsze. U Woody Allena to się nazywa "whatever works", mama powiedziałaby "nie stój tak przy dziewczynie, nie wypada", a jak wiadomo, nadmiar kultury nie zawsze jest kluczem do sukcesu, ewentualnie na sukces każe czekać dłużej niż przyzwoicie. A akcja, która zainspirowała mnie do opisania tego kuriozum, zakończyła się z resztą sukcesem i odzyskaniem przeze mnie wiary w moc naturalnego zachowania.